Dlaczego dziś tak trudno nam tworzyć trwałe, bezpieczne relacje?
Dlaczego tak wiele związków się rozpada, a coraz więcej osób – mimo potrzeby bliskości – zostaje singlami?
To pytania, które warto zadać sobie nie tylko z perspektywy rozczarowań, ale również… nauki. A dokładniej – teorii więzi, którą opracował John Bowlby. To właśnie ona pomaga zrozumieć, dlaczego zakochujemy się w konkretnych osobach, czemu niektóre relacje są pełne napięcia, a inne przynoszą poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji.
Co to są style przywiązania?
W skrócie: to schematy, które tworzą się w dzieciństwie w relacji z opiekunami – i które później wpływają na to, jak budujemy relacje jako dorośli.
Psychologia wyróżnia cztery główne style:
🔹 Bezpieczny – osoba z tym stylem potrafi tworzyć zdrowe relacje, ufa sobie i innym, potrafi kochać i przyjmować miłość.
🔹 Lękowy (ambiwalentny) – osoba mocno pragnie bliskości, ale jednocześnie boi się odrzucenia. Często analizuje sygnały partnera, czuje niepokój, potrzebuje nieustannego potwierdzania uczuć.
🔹 Unikowy (dezaktywujący) – osoba ceni niezależność, dystans, może być chłodna emocjonalnie, a bliskość traktuje jako zagrożenie dla swojej autonomii.
🔹 Zdezorganizowany (lękowo-unikowy) – styl pełen chaosu, wynikający najczęściej z doświadczeń traumy. Osoba może jednocześnie pragnąć i bać się bliskości.
I choć nie mamy wpływu na to, jaki styl więzi ukształtował się w dzieciństwie – mamy ogromny wpływ na to, jak go dziś rozumiemy i jak budujemy relacje jako dorośli.
Co to ma wspólnego z miłością?
Bardzo wiele. Bo styl więzi wpływa na to:
- kogo wybieramy (często nieświadomie powielamy znane z dzieciństwa schematy),
- jak reagujemy na bliskość i oddalenie,
- czego oczekujemy w relacji,
- i czy potrafimy rozpoznać… że właśnie znaleźliśmy tego jedynego.
Skąd więc wiesz, że to właśnie on?
Jeśli Twoim dominującym stylem jest lękowy, możesz pomylić intensywność z miłością. Często wybierasz partnerów, którzy są niedostępni, a każdą odpowiedź, każde opóźnienie w wiadomości interpretujesz jako zagrożenie. Gdy pojawi się ktoś stabilny – możesz uznać go za „nudnego”.
Jeśli masz styl unikowy, możesz unikać głębszych emocji, a bliskość traktować jak zagrażającą wolności. Gdy spotkasz osobę ciepłą, wspierającą – możesz czuć, że „czegoś brakuje”, bo emocjonalna stabilność nie daje Ci znanych emocji napięcia.
Ale jeśli jesteś w relacji, w której…
- czujesz się bezpieczna, ale nie zależna,
- możesz być sobą bez lęku przed oceną,
- nie analizujesz każdej wiadomości i nie musisz testować uczuć partnera,
- bliskość nie budzi niepokoju, tylko przynosi spokój,
- kłótnie nie oznaczają końca świata, tylko przestrzeń do rozmowy,
- nie boisz się planować wspólnej przyszłości…
To bardzo możliwe, że właśnie budujesz bezpieczny styl więzi – nawet jeśli wcześniej nie znałaś tego stanu.
A co jeśli czujesz… spokój?
To największy paradoks dorosłej miłości. Często nie „wiemy”, że to ten jedyny – bo nie czujemy euforii, nie mamy motyli w brzuchu przez 24 godziny na dobę. Mamy spokój. Bezpieczną przestrzeń. Możliwość bycia sobą.
I to jest największy znak, że to może być miłość, która przetrwa.
Bo dojrzała miłość nie zawsze przychodzi z fajerwerkami. Czasem przychodzi po cichu, przynosi herbatę, przykrywa kocem i mówi: „Nie musisz już walczyć. Jestem.”
Dziś tak wielu z nas żyje w rozdźwięku między pragnieniem bliskości a lękiem przed nią. Dlatego mamy tyle rozwodów, tyle singli, tyle związków bez zaangażowania. Nie dlatego, że nie potrafimy kochać. Ale dlatego, że nie rozumiemy, skąd w nas tyle zamieszania.
Tymczasem może warto zadać sobie jedno pytanie, które zmienia perspektywę:
„Czy on daje mi spokój, czy niepokój?”
I jeśli odpowiedź brzmi: spokój, to być może nie potrzebujesz już więcej znaków. Być może właśnie po to przyszła ta relacja – byś wreszcie mogła odpocząć.

